Gmina Istebna - oficjalna strona

otwórz wyszukiwarkę

Urząd Gminy Istebna

43 - 470 Istebna, Istebna 1000

tel/fax +48 33 8556500

e-mail urzad@istebna.eu

więcej...

menu
Przejdź do strefy turysty
29.03
2018

Zmarł Ujec Janko Spiwok z Koniakowa

W dniu 28 marca odeszła od nas kolejna niezwykła postać w osobie Jana Zowady - niestrudzonego przewodnika kalwaryjskiego oraz człowieka, który na miejsce ostatniego spoczynku odprowadził niezliczone rzesze mieszkańców Trójwsi.

Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie! 

Pogrzeb zmarłego śp. Jana odbędzie się we wtorek 3 kwietnia o godz. 11:00 w Koniakowie.

Rodzinie i bliskim Zmarłego składamy wyrazy głębokiego współczucia i żalu.

Poniższy tekst stanowi zmodyfikowaną wersję wywiadu, który przeprowadziliśmy (B. Juroszek, J. Kohut) pod koniec 2016 roku, a który ukazał się w "Naszej Trójwsi" nr 12/ 2016.

Kiedy w Koniakowie padało słowo „spiywok” wszyscy wiedzieli, że chodzi o pana Jana Zowadę. Poznałam go, kiedy pod koniec 2016 roku przeprowadziliśmy z nim wywiad do „Naszej Trójwsi”. Wtedy to zasłużony koniakowianin otrzymał  z rąk biskupa Piotra Gregera medal Pro Ecclesia et Pontifice (Dla Kościoła i Papieża)  - jedno z wysokich odznaczeń Stolicy Apostolskiej. Przyznawany jest przez samego papieża na wniosek biskupa diecezjalnego. Tak niecodzienne wyróżnienie stało się okazją do tego, by przypomnieć o ważnej roli jaką pan Jan od lat odgrywał w koniakowskiej społeczności. Nikt wtedy nie przypuszczał, że będzie to ostatni tak obszerny tekst o spiywokowi z Koniakowa, podsumowujący jego życie. 

Jan Zowada urodził się w 1938 roku w rodzinie Jana i Marii (z d. Legierska). Kiedy ukończył 18 lat, zaczął pracować w kopalni „Jankowice” a po 1963 roku rozpoczął pracę w budownictwie. Od dziecka ogromną radość sprawiało mu pielgrzymowanie -  jeździł do Piekar, Kalwarii Zebrzydowskiej, czy Częstochowy. Jego ojciec, Jan Zowada  był także spiywokym i przewodnikiem kalwaryjskim i odgrywał nawet postać Bartłomieja Apostoła w czasie Misterium Wielkiego Tygodnia. Jak się okazuje, on także otrzymał medal Pro Ecclesia et Pontifice przyznany przez papieża Jana XXIII. Zatem słowa „jaki ojciec taki syn” sprawdziły się w rodzinie Zowadów nie tylko, jeśli chodzi o zbieżność imion. 

***
Pielgrzymowanie na Kalwarię Zebrzydowską to ważny element życia duchowego górali z Koniakowa, Istebnej i Jaworzynki. Wiążą się z tymi wyprawami nieskończone wspomnienia i opowieści a pan Jan Zawada jako spiywok, który już od wielu lat prowadził pielgrzymów do tego miejsca, na podorędziu miał ich tysiące. 
„Pamiyntom ty pyrsi pielgrzymki, kiere żech kludził. Prowiech był ze śkoły wyndzony i porym nas było chłapców, co my jechali. Jeździło sie wtedy pociągym. Do Milówki nas odwozili furmankóm, potym zaś po nas poprzyjeżdżali. Ale porym razy aji śła pielgrzymka do Kalwarii po nogach... Tam na miejscu wsiecy w jednej chałpie lygali.”- wspominał.
„Chałpa” , o której wspominał  pan Jan Zowada to był dom w dzielnicy Kalwarii zwanej „Bugaj”. Spartańskie warunki, w jakich spali tam pielgrzymi, byłyby dziś nie do pomyślenia a jednak wszyscy wspominają te czasy z wielkim sentymentem. „Była tam herbatka w blasioćkach... my zawsze spali na górze ”- wspominają dawni „lokatorzy” Bugaju dodając, że mimo nabożnej atmosfery, był też i czas na chwile wesołości, na przykład kiedy jednego z pielgrzymów we śnie przyszyto „do strózioka”. 
Najdłuższe i najbardziej intensywne były pielgrzymki w czasie Wielkiego Tygodnia, które tak opisał pan Jan:
„Byli my tam cały tydziyń. Wyjechalimy w Niedzielym Palmowóm po połedniu i tam my byli na wieczór, wtedy kiedy był wjazd pana Jezusa do Kalwaryji. Od poniedziałku szli my na dróżki, w środym było „za dusićki”, w czwortek była procesja, w Wielki Piątek było przedstawienie Męki Pańskij i potem Ukrzyżowani. Po błogosławieństwie my sie zbiyrali ku pociągu. Przeważnie po drugij my wyjeżdżali. To było wtedy taki prawdziwe przeżyci Świąt. ”
Pielgrzymowanie kalwaryjskie wiązało się też z wieloma zwyczajami, w które zostaje wtajemniczony  każdy nowy pątnik. Ten, kto pierwszy raz idzie na dróżki robi sobie „koronę cierniową” uwitą najczęściej z gałęzi jeżyn – zaraz wiadomo, że to ktoś, kto jest w tym miejscu pierwszy raz. Co ciekawe, dawniej przestrzegano także tego, by nie myć na Kalwarii butów. Dopiero w domu można je spłukać wodą, którą potem podlewało się grządki. „Ludzie chladali też w Cedronie kamyczków z różnymi krzyżyczkami, z sercami – potym brali do chałpy, „na budowym” .” – mówił pan Jan. 
Na Kalwarii obserwowano także bacznie świat przyrody, który w tym miejscu nieraz rządził się swoimi prawami...
„Tata kiejsi szli z ludziami, dziwajóm sie - żabka skocze koło nich. Prziśli do nastympnej kapliczki  – ta żaba zaś tam je. Potym wziyni jóm do kapsy i wyśli hore ku trzecij kaplićce – tam żaba sie straciła, jako dyby chciała sie tam dostać...”– opowiadał pan Jan dodając że – kto wie – może to była jakaś pokutująca dusza… Na Kalwarii nawet przyziemne rzeczy nabierały innego znaczenia. 
Na przestrzeni lat zmieniały się formy pielgrzymowania, środki lokomocji i warunki zakwaterowania. Jedno tylko się nie zmieniło – jak kiedyś tak i dziś ludzie przywożą do Kalwarii swoje intencje, nadzieje, prośby, smutki i radości. Ci, którzy nie mogą pojechać sami, nawet na długo przed pielgrzymką przynoszą intencje na msze i „wypominki”, które przekazują właśnie przewodnikowi - spiywokowi. Pan Jan zawsze najpierw po przyjeździe starał się załatwić te powierzone mu sprawy. W kalwaryjskiej zakrystii już był dobrze znany. Wspominał zawsze sytuację, kiedy to  jeden jedyny raz zgubiła się jego saszetka z intencjami .Na szczęście okazało się, że ktoś oddał zgubę do zakrystii. Nie brakowało ani grosza. 

***
Kolejną, po Wielkim Tygodniu ważną okazją do odwiedzenia kalwaryjskich bram były sierpniowe uroczystości maryjne. „Na uroczystości maryjne przed Wniebowzięcim koło domku Matki Boskij spotykały się wsiecki asysty, orkiestry, każdy w swoich strojach. Było sie na co dziwać, trąby wsiyndy grały. Od nas zawsze szli w strojach regionalnych, nieśli rzeźbionóm przez Jana Poleśnego figurym Chrystusa Frasobliwego, obraz i rózićkym. Każdo baba sie chyntnie ofarowała jóm zrobić. Helyna Bieleszka  z Gronika, Hanka Legiersko „z Gacioków” sie nejwiyncej uheklowały ... une chodziły zawsze w asyście”.– mówił Jan Zowada podczas wywiadu. 
Poza Wielkim Tygodniem i uroczystościami sierpniowymi, zwykle w Koniakowie organizuje się też pielgrzymkę w listopadzie, po Wszystkich Świętych, kiedy to odmawiane są nabożeństwa za zmarłych. Pan Jan Zowada co roku uczestniczył ponadto w rekolekcyjnych spotkaniach dla kalwaryjskich przewodników. Spotyka się na nich zwykle 60 – 70 osób. Jako „weteran kalwaryjski” dostrzegał ogromne zmiany jeśli chodzi o dawne i współczesne pielgrzymowanie. Dzisiaj jest nieporównywalnie łatwiej jeśli chodzi o dojazd, podróżuje się autobusami i śpi w przytulnych kwaterach . Kiedyś ludzie mniej uwagi zwracali na różnego rodzaju niewygody i warunki zewnętrzne. 
„Pogoda bywała różno. Zmokli my kupa razy... ale zaś sie wyschło, nic takigo sie nie stało. Kiejsi aji w kyrpcach baby chodzywały. Ludzie sie poradzili dogwarzyć bez telefonu. Jak nastały telefony,  jo se kupił kartym i uż potym było zaś lepi.” Panu Janowi, który zawsze dbał o godne zachowanie się na dróżkach, nie do końca za to podobały się zwyczaje chodzenia przewodników z mikrofonami, megafonami, a zwłaszcza - wzajemnego przekrzykiwania się. „Każdy chce być głośny u Matki Boskij” – komentował z humorem. 

***
Zapytany o początki pełnienia roli „spiywoka” prowadzącego modlitwy na pogrzebach pan Jan wskazał na lata 80–te. „Jo pyrsi roz spiywołech na pogrzebie moij potki z Łośniatej. To było w latach 80 – tych. Łod tego czasu jo zaczynoł spiywać. Jak uznali, zie poradzim uż tak zostało... Łod 1988 roku, kiedy skończyłech robotym, uż sie tymu poświynciłech. (...) Przedtym na modlyni chodziło sie po chałpach i tam aji dwa dni sie spiywało. Dzisio uż nie wsiecki ty stare pieśni sóm znane, ludzie gwarzóm: „Tej nie spiywejcie, bo aż ni można usnóńć”. Czasem aji ludzie mie pytajóm „Jak umrym, to mi zaspiywejcie” abo „Tego mi nie spiywejcie, bo to smutne”. Mom taki zesit, kany zapisujym pogrzeby, na kierych spiywołech. Jest  w nim zapisane 1540 pogrzebów – nie jyny w Koniokowie, ale też na Andziołówce, czy w Jaworzynce.” – mówił pan Jan Zowada, który od 1997 roku był także szafarzem w parafii p.w. Św. Bartłomieja w Koniakowie.

***
Zapytany o to, jaką piosenkę koniokowski spiywok lubi najbardziej, pan Jan Zowada odpowiedział: „ Mom rod wsiecki maryjne, a nejwiyncej „Królowej swej” - jak my sóm na Kalwarii czy w Licheniu wdycki jóm spiywómy”. Tutaj pan Jan zaczął śpiewać – pięknie, z uczuciem i z wielkim skupieniem dwie zwrotki tej pieśni. Pozwalał spokojnie wybrzmieć każdemu słowu, nie było u niego ani chwili zacięcia, zawahania nad tekstem. W końcu spiywok musiał pamiętać pieśni liczące nieraz kilkanaście zwrotek.
Pan Jan Zowada przyznał, że niejednokrotnie zdarzały się w ciągu lat jego „spiywokowania” historie wzruszające, niezwykłe, takie, które trudno wytłumaczyć i pojąć. To on prowadził kolejne pokolenia górali z Trójwsi na „Rajski plac”, na dróżki kalwaryjskie, przez rzekę Cedron. Jego śpiew odprowadzał także tych, którzy mieli przed sobą o wiele dalszą podróż... Tak jak wcześniej jego ojciec, Jan Zowada z wielkim oddaniem pełnił doniosłą i niełatwą rolę spiywoka, za co należą mu się wielkie wyrazy wdzięczności nie tylko od mieszkańców rodzinnego Koniakowa.

Czyż to nie zastanawiające, że odszedł właśnie w tym wyjątkowym czasie – na przednówku Triduum Paschalnego…?

Opracowanie: 
BJ



Dodał: Jacek Kohut (5911)